MAKOMBE wyprawa packraftami czyli rzeczna eksploracja JUNGLI kameruńskiej.

Było Nas pięciu „w każdym z nas inna krew” przemyślany i odpowiedzialny Sven, kontemplujący przyrodę Frank obaj z Niemiec, a także wytrawny kajakarz górski Krzysztof,  niezłomny bywalec  afrykańskich ostępów Dominik oraz  entuzjasta i animator energii międzyludzkiej Łukasz.

Jako najbardziej doświadczony w przedzieraniu się przez gęstwiny lasów równikowych tezę zapodał Dominik. Od dawna kusiła go rzeka Makombe meandrująca przez gęstą junglę pierwotnego lasu równikowego. Z analizy zdjęć satelitarnych i wcześniejszej eksploracji rzeki Nkam do której wpada Makombe nie wynikało zbyt wiele … no może poza gęstą junglą i górskim charakterem rzeki … zatem trzeba się było nastawić na 2 tygodnie nieznanego z dziką przyrodą i wszystkim co może zaoferować fauna i flora Afryki środkowej.

Plan był prosty jak drut:

Spakować do wodoodpornych plecaków ekwipunek do życia w jungli wraz z jedzeniem na min. 2 tygodnie oraz packraftem (dmuchanym kajakiem górskim) wraz z wiosłem.

Całość nie mogła przekraczać ok. 25 kg by można było w miarę swobodnie poruszać się po jungli, choć w założeniu większość trasy mieliśmy pokonać w dół rzeki to w rzeczywistości nie brakowało przedzierania się przez junglę czy brnięcia po pas po skalistym dnie ciągnąc cały ekwipunek w górę rzeki pod prąd, w towarzystwie, jak się okazało płochliwych krokodyli :)

Dotarcie na miejsce wodowania naszych łodzi zajęło epickie kilkanaście godzin w trzęsącym się pick-upie zmagającym się z drogą, która na większości swej długości nie należała do kategorii utwardzanych :)

Nareszcie wodowanie i spływ w nieznane naszymi dmuchanymi łodziami do zadań specjalnych zwanych packraftami czyli pakowalnymi raftami (ich waga oscyluje w granicach 3kg dzięki nowoczesnej technologi zbrojonego polietylenu).

 


Epicka przygoda

Trasa pełna była nieoczekiwanych zwrotów akcji i przeplatała się na przemian z gęstą przyrodą , skalistymi bystrzami a czasem wodospadami (które jednak trzeba było obejść) oraz sielankowo leniwą rzeką z mnóstwem głośnego ptactwa, czasami bawołami leśnymi czy słoniami. Od czasu do czasu spotykaliśmy rozstawione sieci rybackie przepowiadające spotkania z przyjaźnie nastawionymi lokalnymi rybakami

Po całodniowych zmaganiach na rzece z krótkimi przerwami na szybki i zbilansowany posiłek nasza czujność poszukiwania lądowania aktywizowała się w okolicach godziny 17.00 gdyż po godzinie zapadał czarny afrykański mrok. Sprawa nie była zbyt łatwa gdyż gęstwina jungli nie pozwala wybrać sobie wymarzonego miejsca noclegowego z widokiem na okoliczne góry wulkaniczne (których to najwyższym przedstawicielem jest wulkan Mont Cameron mierzący 4040m.n.p.m.  Braliśmy co dżungla dawała, raz był to wodopój słoni, innym razem kamienisto piaszczysta łacha rzeczna, zdarzały się też cuda w postaci wysp piaszczystych o wielkości wymarzonej na nocleg pięciu wymęczonych podróżników.

Za każdym razem jednak głównym czynnikiem wyboru by było w miarę płasko i z dostępem do względnie suchego drewna na ognisko – jedynego źródła gorącej wody (odfiltrowanej z rzeki poprzez filtr ceramiczny). Wieczorny wybór dania liofilizowanego, które będzie adekwatne do całodziennej gehenny rzecznej zakrawał na misterium. Ja podkręciłem jeszcze poziom wysublimowania kulinarnego na wyżyny dżunglowej gastronomii zabierając z bazaru streetfood’ów w Douali pikantną sproszkowaną przyprawę afrykańską – podkręcała każdą potrawę do poziomu „nieba w gębie”. Dbaliśmy też z dużą ortodoksyjną pieczołowitością (mojej osoby) by po wieczornym posiłku zaparzyć herbatę ze świeżo posiekanym imbirem- targałem go mozolnie przez wszystkie te dni, a nawet resztka wróciła ze mną do Poznania. We wszystkich tych czynnościach ogniskowych nieocenionym hitem była teleskopowa dmuchawka wraz z krzesiwem od BUSHMEN’a https://bushmen.pl/produkt/krzesiwo-bushmen-trapper-set/  oraz nieodzowna na lądzie a często też i wodzie moskitiera na głowę – również w ofercie BUSHMEN’a: https://bushmen.pl/produkt/head-net-desert/

Drugą obok posiłku sielankową czynnością po pełnym intensywności dniu na rzece był nocleg i tu już w pełnej krasie wsparcia dawały przemyślane produkty systemu schronienia od BUSHMEN’a.
Nie mogą przewidzieć jakie będą panowały warunki w jungli (poziom wody i dostępność łach rzecznych czy możliwość wyjścia na ląd) zabezpieczyłem się na dwa sposoby: namiot i hamak, a do obu wykorzystywałem ultra lekkiego i poręcznego tarpa 2×3 o wadze niewiele ponad 300 gram i znikomej objętości https://bushmen.pl/produkt/tarp-ultralight-3×2/ w komplecie są bardzo poręczne linki/napinacze do których trzeba jedynie wypracować sobie system ich składania by się nie plątały. Do napinania tarpa używałem, również albo zamiast rozciągliwe expandory https://bushmen.pl/produkt/expandory/  służyły mi one również jako stabilizujące linki odciągowe do hamaka.

Do spania „glebie”, wybrałem namiot moskietierowy Core-tent Lodger https://bushmen.pl/produkt/core-tent-lodger-olive/  przykrywanym lub nadwieszanym w przeróżnych konfiguracjach tarpem (ze względu na wysokie temperatury oraz dużą wilgotność zadaszenie stosowałem tylko w przypadku ewidentnego deszczu). Namiot okazał się trafionym wyborem na wyprawę do kameruńskiej jungli, gdyż jest stosunkowo lekki, baaardzo przewiewny i ogromnie przestronny. Ma dwa wejścia co bardzo ułatwia organizację przestrzeni (materac do spania, ten sam na którym pływałem w packrafcie) wsuwałem wejściem technicznym od czoła, ja natomiast korzystałem z komfortowego wejścia bocznego.
Do pełni szczęścia i nie dublowania sprzętu brakuje mi jedynie by pełnił on jednocześnie funkcję hamaka, no może jeszcze gdyby był samonośny ale ten akurat aspekt zawsze da sie jakoś rozwiązać.
W warunkach luźnego podłoża dużym ułatwieniem stały się śledzie Sand & Snow https://bushmen.pl/produkt/ultralight-sledz-sand-snow/  może nie najlżejsze jednak skutecznie pełniące funkcję stabilnego mocowania.
Wygoda użytkowania i komfort jaki zapewnia ten namiot jest przeważającym czynnikiem by zaprzyjaźnić się z nim na dłużej.
W sytuacjach ograniczonych możliwości nocowania nad rzeką (na szczęście było ich stosunkowo mało) używałem hamaka z moskitierą w zestawie zwanym Jungle-Set https://bushmen.pl/produkt/jungle-hammock-set/   dającym pełną ochronę przed insektami, a pamiętać należy, że Kamerun należy do ścisłej czołówki krajów malarycznych! Na szczęście komarów w jungli było mało a i ryzyko zakażenia malarią maleje wraz z oddalaniem się od ośrodków ludzkich (my byliśmy przez większość czasu w ostępach całkowicie odludnych w sercu równikowego lasu pierwotnego). Doskwierały nam jedynie choć niemożebnie intensywnie pszczoły leśne (sprawdziły się jako doskonała przynęta na haczyk podczas połowu ryb rzecznych – brały po kilkunastu sekundach !) oraz meszki afrykańskie (gryzące ze względu na swój krótki aparat gębowy jedynie w szyje oraz nadgarstki i kostki).

Wiszące schronienie w jungli ma jedną przewagę nad namiotem – brak styku z zalesionym gruntem – karczowaliśmy oczywiście bardzo mozolnie miejsce biwakowania jednak nigdy na 100%. Pomocnymi w skutecznym organizowaniu noclegu wiszącego były może mniejsze, może mniej zauważalne ale wydatnie wpływające na efektywność rozwieszania akcesoria, a mianowicie: whoopie sling’i, które w wersji BUSHMEN’owej mają pomocny haczyk zwiększający ich zastosowanie oraz występują w kilku kolorach co może posłużyć do ich rozróżnienia (przód, tył) https://bushmen.pl/produkt/whoopie-slingi/ oraz lżejsze od karabinków a mobilniejsze i bardziej pakowne Miękkie Szekle https://bushmen.pl/produkt/jungle-hammock-set/ 

Wszystko to znacząco poprawiło mój komfort życiowy oraz wpłynęło na większą pełnie doznań kameruńskiej „wyrypy”, która notabene została zgłoszona jako wyprawa eksploracyjna w kategorii Podróże na festiwal podróżniczy KOLOSY … i zdobyła nominację do ścisłego finału, który to odbędzie się w Gdyni 25 marca 2023 roku, Trzymajcie kciuki.

Łukasz

Ps. Wyprawa otrzymała exaequo wraz z dwiema innymi wyparawami wyróżnienie na festiwalu KOLOSY.

Dodaj komentarz